Dobra, koniec marudzenia na temat pogody, przejdźmy do opalenizny:D Można powiedzieć, że z tego jestem zadowolona, ale tylko od pasa w górę;) W tym roku jakoś nie dane mi było opalić nóg, dlatego też postanowiłam zaryzykować i zapewnić sobie delikatną opaleniznę za pomocą balsamu brązująco-ujędrniającego, który już jakiś czas temu przesłała mi p. Beata z Efektimy.
Przyznam się Wam szczerze, że zawsze bałam się balsamów brązujących i samoopalaczy, dlatego też bardzo ostrożnie podeszłam do tego balsamu, bo zwyczajnie bałam się że zrobię sobie krzywdę. Zupełnie nie potrzebnie! Ale o tym w dalszej części:)
Rzut okiem na skład i informacje na opakowaniu:
Zaczynając od kwestii technicznej opakowania- producentowi naprawdę należą się brawa za użycie do tego balsamu butelki z pompką. Uważam, że takie rozwiązanie jest najlepsze dla kosmetyku tego typu, gdyż wiadomo ile pompek użyć by równomiernie nałożyć kosmetyk.
Konsystencja jest gęstawa, a zarazem dość lekka i przyjemnie rozprowadzająca się po skórze, dzięki czemu można go bezproblemowo i równomiernie nałożyć na ciało. Zapach do najprzyjemniejszych nie należy, jednakże jest do wytrzymania i nie drażni mojego nosa. Czym pachnie? Nie umiem tego określić, ale wyczuwam w nim delikatny waniliowy aromat.
A Jak z działaniem? Balsam rzeczywiście brązuje, ale dość delikatnie. Jeśli ktoś liczy na efekt jak spod samoopalacza to się przeliczy. Mi bardzo odpowiada to, że delikatnie i powoli brązuje bo jestem w stanie stopniować efekt jaki chcę uzyskać. Nałożony na dobrze wypeelingowane ciało nie pozostawił żadnych smug ani tym bardziej zacieków. Nie pozostawia tłustej powłoki, jedynie delikatny film ochronny, który nie jest prawie w ogóle wyczuwalny.
Jeśli chodzi o działanie pielęgnacyjne to podoba mi się to że delikatnie nawilża i pozostawia skórę miękką i jedwabistą w dotyku. Zauważyłam, że skóra stała się bardziej wygładzona, jednak ujędrnieniem tego nazwać nie mogę.
W kwestii najważniejszej, zgodnej z przeznaczeniem, czyli działaniu brązującym spisał się świetnie, pozostawiając moje nogi zabrązowione. Jestem zadowolona z tego balsamu i bardzo chętnie wrócę do niego zimą, gdy letnia opalenizna stanie się jedynie wspomnieniem ;)
Lubicie takie balsamy brązujące?
ponoc balsam jest rzeczywiscie bardzo fajny :)
OdpowiedzUsuńKochana, u mnie wręcz przeciwnie słońce tak grzało, że pierwszy raz od lat się opaliłam :)
OdpowiedzUsuńfajny produkt na zimę :)
OdpowiedzUsuńja z Efektima jestem na etapie testowania maseczek :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam twój blog ;)
OdpowiedzUsuńRobisz bardzo ciekawe recenzje :)
zapraszam do siebie , nowy post :)
http://uwieczniajchwile.blogspot.com/
Ja obecnie używam balsamu kawowego z Lirene i bardzo ładnie, słodko pachnie, a w dodatku nadaje skórze brązowego, a nie pomarańczowego kolorku, więc jestem zadowolona :)
OdpowiedzUsuńteż go miałam i był bardzo fajny:)
OdpowiedzUsuńJa też tęsknie za tymi upałami:)
OdpowiedzUsuńOj kochana kusisz tym balsamem:)
ja nie przepadam za takimi produktami,ale super że dla ciebie się sprawdził :))
OdpowiedzUsuńsuper blog,bede zaglądać częściej..obserwuje!:))
nie lubię balsamów brązujących zawsze boję się ze jakieś palmy wyjdą
OdpowiedzUsuń