Obserwatorzy

27 lutego 2013

Ultratrwałe odbarwianie.

Witam Was Moje Drogie!

Dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować moją opinię i efekt na ustach o ultratrwałej pomadce Eveline, którą otrzymałam w prezencie od znajomej:)
Nigdy jakoś nie przepadałam za błyszczykami ani kolorowymi pomadkami, przyzwyczaiłam się do bezbarwnych pomadek ochronnych. Więc gdy dostałam tę pomadkę jakoś niespecjalnie się z niej ucieszyłam :P


Kolor ma numer 119- po etykietce można wywnioskować, że jest dość jasna, zresztą na aplikatorze też tak wygląda... Po nałożeniu na usta kolor ZDECYDOWANIE się zmienia, śmiem powiedzieć, że na kolor malinowy. Zresztą, same zobaczcie:



Kolor niestety drastycznie zmienia się na ustach i dla mnie jest zdecydowanie za wściekły.

Ale zacznijmy od rzeczy technicznych: Aplikator jest wygodny, nie ma problemu z rozprowadzeniem pomadki na ustach, ładnie kryje. To co najbardziej rzuciło mi się w oczy to to, że pomadka odbarwia usta... Wydaje mi się, że to właśnie stoi za stwierdzeniem, że ma utrzymywać się na ustach do 16h. Gdy już mamy wrażenie, że nie ma produktu na ustach, gdy spojrzymy w lustro możemy się zdziwić.... Usta nadal mają taki sam kolor, ale bez połysku... Nawet próba zmycia w moim przypadku nic nie zdziałała, kolor dalej się trzymał, dopiero następnego dnia zniknął (podejrzewam,  że wytarłam o poduszkę, gdyż śpię na brzuchu). 

Podsumowując- pomadka nie utrzymuje się długo na ustach z połyskiem (około 2h) natomiast kolor odbarwia usta i pozostaje prawie dobę...

Nie podbiła mego serca za wściekły kolor i odbarwianie ust.

22 lutego 2013

Niebieska krecha+ szczegóły na temat spotkania Warszawskich blogerek!

Witam Was Moje Drogie!

Ostatnio niestety znowu było mnie mało, ale tu już w pełni moja wina- po prostu przeceniłam swoje możliwości:) A wczoraj, żeby było weselej, jak wychodziłam od koleżanki z bloku zjechałam sobie po schodach- swoją drogą, nie wiem co za inteligent-arystokrata wymyślił, żeby przed blokiem, na dość stromych schodach ułożyć śliskie płytki, które w zimie zachowują się jak lodowisko... Także tego, zjechałam sobie z około 7 schodków, tylna część ciała boli mnie że uhuhu- jeden wielki siniak :D 

Się pożaliłam, a teraz przechodzę do sedna dzisiejszego tematu. Zauważyłam, że podobają Wam się w dużym stopniu recenzje kosmetyków kolorowych i postanowiłam, że będą u mnie od czasu do czasu takowe gościć, mimo tego, że maluję się rzadko i całkiem nieumiejętnie;)

Moje malowanie zazwyczaj ogranicza się tylko do pudru (najlepiej transparentnego), czarnej kredki lub eyelinera i tuszu. Bardzo rzadko używam podkładu, błyszczyków i innych tego typu duperszwancy.

Dzisiaj chciałabym Wam pokazać co ostatnio gości na moich oczkach:) 


Eyeliner Wibo, granatowy (yhym, granatowy... chyba bardziej turkusowy;)) Tutaj po prostu kreska, bez tuszu na rzęsach.


Tu już z rzęsami postawionymi na baczność.


Użyłam tak jak pisałam wyżej tego oto eyelinera z Wibo w kolorze granatowym którego całkowicie nie przypomina- jak dla mnie to piękny turkus i mojej ukochanej, niezastąpionej maskary 2000Calorie.

O tuszu już kiedyś pisałam, wprost go uwielbiam. Eyeliner posiadam mniej więcej około miesiąc, używam go prawie codziennie- nie jest wodoodporny, więc jeśli pada deszcz lub śnieg, może ładnie się rozmazać. Mi się to na szczęście nie zdarzyło, nie należę też do osób "trących" oczy więc o rozmazanie ciężko;) 


A teraz rzecz na którą wiele osób zapewne czekało: Powstał FanPage marki Oyster Cosmetics! 
Zapraszam do polubienia TUTAJ! 

I teraz informacja dla Warszawskich blogerek, związana ze spotkaniem: Na w/w FB marki Oyster jest notka, pod którą wszystkie osoby zainteresowane przybyciem na spotkanie proszone są o wpisanie swojej obecności! Tak więc zainteresowane osoby- wpisujcie się, żeby było wiadomo ile nas będzie!

18 lutego 2013

Początek kuracji z La Roche Posay Effaclar! :)

Witam Was moje drogie!

Mam nadzieję, że jesteście wypoczęte po weekendzie!
U mnie było intensywnie, co prawda prawie cały weekend w pracy, ale jakoś na całe szczęście na wszystko znalazłam czas:)

W sobotę byłam u siebie w aptece i od razu w oczy rzuciła mi się promocja na wszystkie dermokosmetyki La Roche Posay -20%. Już jakiś czas temu szykowałam się do kupna kilku ich kosmetyków, a ta promocja w pełni zrealizowała plany. Po kuracji kremem Bandi z kwasami, później niedawno wykończonym przeze mnie kremem Gerovital na niedoskonałości postanowiłam, że rozpocznę kurację Effaclarem. Moja twarz na dzień dzisiejszy wygląda ładnie, bez żadnych wyprysków, jednak sen z powiek spędzają mi czarne kropki na nosie, które w żaden sposób nie zmieniają swojego wyglądu;/ jeśli aparat będzie chciał ze mną współpracować to postaram się zrobić zdjęcie, co by sama dla siebie też mieć porównanie. Nie liczę na spektakularne efekty, bo wiem, że takie raczej nie nastąpią, a walka z czarnymi kropkami jest żmudna i trochę przypomina syzyfową pracę, ale mam nadzieję, że chociaż w małym stopniu kropki znikną.

Jak postanowiłam tak zrobiłam i oto stałam się posiadaczką;


Seboregulującego kremu nawilżająco-matującego,
Żelu do mycia twarzy,
kremu Effaclar Duo eliminującego zmiany trądzikowe.

Od dzisiaj rezygnuję ze wszystkich używanych przeze mnie kosmetyków, stawiam tylko na te co kupiłam. Przymierzam się jeszcze do kupna toniku z tej serii i kojącego kremu nawilżającego do skóry tłustej, myślę że je kupię bo promocja trwa do 28 lutego:):)

Moja pielęgnacja twarzy od dzisiaj wygląda w następujący sposób:

Rano: dokładne mycie buzi żelem, następnie użycie kremu Effaclar Mat.
Wieczorem: dokładne umycie buzi żelem z użyciem szczoteczki, następnie użycie Effaclaru Duo na strefę T, policzki kremem  Effaclar Mat.

Rezygnuję również z makijażu, będę używać jedynie tusz do rzęs a w razie niespodzianek zamaskuję je korektorem. 

Mam nadzieję, że taka kuracja pozwoli mi cieszyć się piękną cerą i zadbanym, nie świecącym jak dioda noskiem pozbawionym czarnych kropek:)

Teraz nasuwa się moje pytanie do Was- czy któraś ma doświadczenie z tymi kosmetykami? Może macie jakieś dla mnie rady, ostrzeżenia czy cuś?

Pozdrawiam!

15 lutego 2013

Ostatnie przesyłki+ Informacja dla Warszawskich Blogerek:)

Witam Was Moje Drogie!

Dzisiaj pochwalę się ( a co!) moimi ostatnimi przesyłkami:)

Pierwsza z nich, otrzymana już dość dawno temu pochodziła od firmy Efektima. Do testów otrzymałam 2 maseczki i maaaasę próbek:


Opinie na temat maseczek pojawią się wkrótce:)

Kolejna przesyłka pochodziła od firmy BingoSpa, otrzymana w ramach współpracy kwartalnej:


Recenzje również niebawem:)

A teraz śpieszę z informacją dla blogerek z Warszawy i okolic! Otóż:

Agencja CredoPr wraz z firmą Tenex organizuje spotkanie dla blogerek urodowych z Warszawy i okolic! Spotkanie ma się odbyć 28 lutego (czwartek) około godziny 18-18.30, w salonie fryzjerskim Stile Unico! Na spotkaniu będzie mnóstwo atrakcji, począwszy od zaprezentowania marki kosmetyków do włosów Oyster Cosmetics Professional, poprzez prezentację i pokazowe zabiegi, poczęstunek i konkurs:) Dla każdej uczestniczki przewidziane będą również drobne upominki. 

Z mojej strony nasuwa się pytanie- kto z Was jest zainteresowany takim spotkaniem? I zaszczyci obecnością;)
Moim zdaniem jest to fajny pomysł, będzie okazja się poznać! Póki co, są to luźne informacje, szczegóły niebawem, tymczasem zainteresowane osoby proszę o komentarze!

Mało ładu i składu w tym poście, ale to z braku czasu a chciałam dzisiaj zamieścić informację bo pozostał tydzień! 
   

12 lutego 2013

Skarb Matki, Pianka do higieny intymnej

Odkąd pamiętam stosowałam rozmaite płyny do higieny intymnej, trafiając raz na lepsze, raz na gorsze kosmetyki. Najwierniejszym kompanem sprawdzającym się w tej kwestii idealnie był Lactacyd, do którego zawsze chętnie wracam. Jednak staram się nie używać ciągle jednego i tego samego płynu, bo po prostu mi się nudzi... Wszystkie płyny z którymi miałam do czynienia zawsze były w formie żelu- raz gęstsze, raz rzadsze, jedne śmierdzące, drugie duszące a jeszcze inne lekko orzeźwiające i przyjemne. Dzisiaj chcę Wam zaprezentować płyn do higieny intymnej w nieco innej wersji- w postaci pianki, o zapachu który niekoniecznie przypadł mi do gustu.



Skarb Matki Femina, Pianka do higieny intymnej 250ml/18zł

Pianka przeznaczona jest do delikatnego mycia okolic intymnych, jednocześnie nawilżając i natłuszczając delikatną skórę. Zawiera ekstrakt z dzikiej róży i zielonej herbaty działający przeciwzapalnie, kwas mlekowy utrzymujący prawidłowe pH. Pianka działa antyseptycznie i łagodząco.

Skład:
Aqua, Sodium Laureth Sulfate and Lauryl Glucoside, Sodium Cocamphoacetate, Cocamidopropylbetaine, Camella Sinensis Extract, Rosa Canina Fruit Extract, Glycerin, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Olive Oil PEG-7 Esters, Lactic Acid, Zinc Acetate, Tetrasodium EDTA, Perfum.


Piankę stosuję regularnie, 2 razy dziennie od około 2 tygodni i zdecydowanie wyrobiłam sobie o niej zdanie... 

Pierwsza rzecz- forma kosmetyku- moim zdaniem nie do końca sprawdzona, bardziej taki bajer... Niby pianka, a w gruncie rzeczy słabo się pieni, przez co na jedno mycie potrzebowałam 2-3 naciśnięć pompki, a co za tym idzie- słaba wydajność produktu. Po około 2 tygodniach stosowania opakowanie dobija dna czym jestem zdziwiona, ponieważ większość produktów tego typu starcza mi zazwyczaj na miesiąc. 


Zapach... Niesamowicie ciężki jak dla mnie do opisania, niby ziołowy, ale zarazem jakiś taki słodki, trochę duszący, kompletnie nie w moim typie. Od kosmetyków tego typu oczekuję orzeźwiającego zapachu, więc tutaj się zawiodłam.

Jak sprawdza się w najważniejszej kwestii, czyli mycia delikatnych miejsc? Naprawdę przeciętnie... Tak jak pisałam wcześniej, trzeba 2-3 naciśnięć żeby "porządnie" się umyć, nie czułam po niej zawrotnego uczucia odświeżenia, które mimo wszystko jest dla mnie najważniejsze i którego oczekuję po produktach do higieny intymnej. Pianka nie podrażniła mnie, nie uczuliła, nie wysuszyła wrażliwych miejsc. Ale niestety też niczym szczególnym mnie nie zachwyciła... 

Jeśli któraś z Was nie słyszała jeszcze o rodzinnej firmie Skarb Matki, to zapraszam TUTAJ.

11 lutego 2013

Gerovital Plant, Krem przeciw niedoskonałościom skóry

Hej kochane!
Wróciłam! :)  
Dzisiaj kosmetyk, który długo czekał na swoją recenzję, ponieważ chciałam dokładnie go przetestować pod każdym kątem i przede wszystkim "prawie" zgodnie z zaleceniami producenta;)



Gerovital Plant, krem przeciw niedoskonałościom skóry, 50ml/ok.26zł.

Od producenta:

Specjalny produkt przywracający blask i ujednolicający wygląd skóry z przebarwieniami, z nierówną pigmentacją i z bliznami potrądzikowymi. Krem ma kompleksowe działanie:
  • rozjaśnia istniejące plamy i usuwa warstwę martwych komórek, dzięki działaniu kwasów owocowych;
  • zapobiega powstawaniu plam i przyspieszonemu starzeniu się skóry;
  • przedłuża efekt rozjaśnienia dzięki przeciwutleniającemu, antystresowemu, organicznemu wyciągowi z szarotki;
  • nawilża i odżywia skórę, odbudowuje warstwę ochronną na jej powierzchni, dzięki olejkom roślinnym z kakao, soi i jojoby;
  • odbudowuje spójność i zdrowy wygląd skóry, dzięki wyciągowi z Boswellii Serrata.
Sposób użycia: Nakładać 2 razy dziennie, przez co najmniej 2 miesiące, na problematyczne strefy.
Kurację rozjaśniającą plamy i wybielającą skórę zaleca się przeprowadzać jesienią i zimą (gdy promieniowanie słoneczne jest mniej nasilone), przy jednoczesnym zapewnieniu dobrej ochrony przed promieniowaniem UV. Zaleca się stosowanie kremów pielęgnacyjnych z faktorem ochronnym UV 15-20. Przy jakichkolwiek symptomach podrażnienia skóry, należy przerwać stosowanie kremu i zacząć ponownie po 2-3 dniach.

Skład:


Krem używałam przez prawie 2 miesiące, ale nie 2 razy dziennie tylko raz, na noc, ponieważ skóra po jego nałożeniu nie jest matowa, tylko się świeci, a nie chciałam nakładać na niego nawet delikatnego makijażu (sama nie wiem dlaczego;))



Zamknięty jest w wygodnej w użyciu i przede wszystkim higienicznej tubce wyposażonej w zatrzask, który otwiera się bez zbędnych problemów. Bardzo podobają mi się opakowania z serii Gerovital Plant bo wszystkie są stonowane w przyjemnej dla oka kolorystyce.



Konsystencja kremu jest dość gęsta, na początku obawiałam się czy mnie nie zapcha, ale na szczęście nic takiego się nie stało. Zapach podobny jak przy innych kosmetykach z tej serii, ziołowy, ale delikatny i przyjemny dla nosa. 



A teraz najważniejsza rzecz, czyli działanie... Pierwsze dwa tygodnie z tym kremem wyglądały podobnie jak te  z kremem Bandi z kwasami, ale jakby w mniejszym stopniu. Nie miałam wysypu na twarzy, tylko małe, nie rzucające się zbytnio w oczy krostki, w szczególności na brodzie. Wnioskuję, że w ten sposób oczyszczała mi się skóra na brodzie, ponieważ później zauważyłam że jest znacznie jaśniejsza. Jeśli chodzi o działanie rozjaśniające plam i blizn potrądzikowych nie wypowiem się ponieważ takowych na całe szczęście nie posiadałam:) Zauważyłam natomiast ogólne rozjaśnienie i ujednolicenie kolorytu skóry, wygląda na bardziej zdrową i promienną. Krem świetnie nawilża, jednocześnie złuszczając stary naskórek przez co buzię aż chce się dotykać bo jest taka miękka:)

Jest to już kolejny produkt tej firmy który podbił moje serce, jak zakończę tę kurację to na pewno będę do niej wracać bo widzę, że służy mojej skórze.

Jeśli któraś z Was jeszcze nie zna firmy, to z asortymentem można zapoznać się TUTAJ.  Zapraszam też do polubienia na FB, gdzie często odbywają się konkursy w których można wygrać kosmetyki! TUTAJ.

A ja uciekam nadrabiać zaległości na Waszych blogach:)

4 lutego 2013

Informacja:(

Kochane!

Prawdopodobnie będę zmuszona na tydzień zniknąć z bloga- skończył mi się limit danych w internecie, przez co chodzi... w zasadzie w ogóle nie chodzi... Jako że pierwszy raz takie coś mi się wydarzyło, jestem odrobinkę zdziwiona i zniesmaczona:/
Mam przygotowane dla Was jeszcze 2 recenzje, jeśli będę miała cierpliwość żeby wstawić zdjęcia to obie pojawią się w tym tygodniu. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tę nieobecność, nie obrazicie się za to, że przez najbliższe dni nie będę mogła uczestniczyć w życiu Waszych blogów... Pocztę będę sprawdzać codziennie, dlatego w razie co najszybciej się w ten sposób ze mną skontaktujecie.

Ps. Uruchomienie Bloggera, napisanie posta i opublikowanie zajęło mi prawie 40 minut...

Pozdrawiam i dziękuję za zrozumienie:)

Enchanteur- perfumowane kosmetyki inspirowane miłością i romansem...

Dzisiaj przyjemnie i pachnąco:)

W pachnącej przesyłce od firmy Enchanteur znalazłam kilka próbek i balsam do dłoni i ciała w nucie zapachowej idealnie trafionej w moje gusta z serii Romantic.

Wiem, że wiele z Was nie słyszało nigdy wcześniej o firmie, dlatego postaram Wam się w skrócie o niej opowiedzieć.
Enchanteur jest dostępna na rynku od prawie 24 lat. Firma specjalizuje się w produkcji kosmetyków perfumowanych, które zniewalając swoim zapachem mają uwodzić zmysły, pozwalając każdej kobiecie na odrobinę luksusu. Inspiracją firmy od początku istnienia jest miłość i romans, a hasło przewodnie brzmi:

"Jesteś warta romantycznego zapachu, jesteś warta Enchanteur."
Firma posiada 4 gamy zapachowe swoich produktów:
*Charming: kwiatowo-pudrowe nuty zapachowe,
*Alluring: słodki owocowo-kwiatowy zapach z przeważeniem piżma i wanilii,
*Enticing Magic: świeży owocowo kwiatowy zapach,
i seria *Romantic charakteryzująca się słodką, kwiatowo-owocową nutą, która rozpieszcza zmysły.

Z tych czterech serii najbardziej do gustu przypadły mi 2 zapachy Enticing Magic i właśnie Romantic, nie są nachalnie słodkie, tylko delikatne a zarazem długotrwałe. Jako że próbki były dosyć małe, nie będę się nad nimi rozczulać tylko przejdę do konkretów;)

Enchanteur, Perfumowany Balsam do dłoni i ciała, 100ml

Opis ze strony producenta:
Perfumowany balsam wzbogacony w składniki zmiękczające, nawilżające i odżywiające skórę: Aloe Vera i Olive Butter. Dzięki łagodnej formule balsam błyskawicznie się wchłania i nie pozostawia skóry tłustej. Jest niewiarygodnie skuteczny w utrzymaniu zapachu i świeżości przez cały dzień. Skóra pozostanie jedwabiście miękka i delikatnie pachnąca. Produkt nie zawiera parabenów. 

Skład: 
Water, Glyceryl Stearate, Fragrance, Dimethicone, Isopropyl Myristate, Cyclopentasiloxane, Cyclohexasiloxane, Glycerin, Stearic Acid, Ceteareth-20, Cetanol, Carbomer, BHT, Polysorbate 20, Olea Europea (Olive) Oil Unsaponifiables, Disodium EDTA, Sodium Hydroxide, Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Gel, Phenoxyethanol, Methylisothiazolinone

Balsam dostępny jest w 3 pojemnościach: 100ml, 250ml, 500ml. W przypadku 2 pierwszych pojemności balsam zamykany jest na klik, natomiast 500ml wyposażone jest w pompkę.



Butelka jest przepiękna, kobieca, przypominająca romantyczne chwile. Nikt chyba nie zaprzeczy, że takie opakowanie ozdobi każdą łazienkę! Etykieta jest również nienachalna, delikatnie ozdobiona różami.

Balsam ma konsystencję lekką, szybko wchłaniającą się koloru białego. 



Zapach na początku jest bardzo intensywny, jednak po wsmarowaniu w skórę staje się lekki, a mimo wszystko długo wyczuwalny. Odkąd go otrzymałam stosuję go rano, po prysznicu, bo szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy. Zapach na skórze utrzymuje się mniej więcej do 4 godzin, później nie ma po nim śladu. Kosmetyk zdecydowanie nawilża skórę, pozostawiając ją miłą w dotyku gładką i pachnącą:)

Balsam zdecydowanie podbił moje serce (i nos), na pewno skuszę się na zakup balsamu Enticing Magic na lato,bo ma bardziej orzeźwiający zapach. Seria Romantic lepiej odpowiada mi w chłodne dni, jest bardziej otulająca:)

Kosmetyki możecie zakupić TUTAJ. I uwaga uwaga! Specjalnie dla nowych klientów, marka zorganizowała promocję przy pierwszym zakupie! Możecie otrzymać 50% rabatu na kosmetyki, jeśli wyślecie maila z hasłem "Kosmetykove-Love" !!! Także moim zdaniem super promocja:)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...