Odkąd pamiętam stosowałam rozmaite płyny do higieny intymnej, trafiając raz na lepsze, raz na gorsze kosmetyki. Najwierniejszym kompanem sprawdzającym się w tej kwestii idealnie był Lactacyd, do którego zawsze chętnie wracam. Jednak staram się nie używać ciągle jednego i tego samego płynu, bo po prostu mi się nudzi... Wszystkie płyny z którymi miałam do czynienia zawsze były w formie żelu- raz gęstsze, raz rzadsze, jedne śmierdzące, drugie duszące a jeszcze inne lekko orzeźwiające i przyjemne. Dzisiaj chcę Wam zaprezentować płyn do higieny intymnej w nieco innej wersji- w postaci pianki, o zapachu który niekoniecznie przypadł mi do gustu.
Skarb Matki Femina, Pianka do higieny intymnej 250ml/18zł
Pianka przeznaczona jest do delikatnego mycia okolic intymnych, jednocześnie nawilżając i natłuszczając delikatną skórę. Zawiera ekstrakt z dzikiej róży i zielonej herbaty działający przeciwzapalnie, kwas mlekowy utrzymujący prawidłowe pH. Pianka działa antyseptycznie i łagodząco.
Skład:
Aqua, Sodium Laureth Sulfate and Lauryl Glucoside, Sodium
Cocamphoacetate, Cocamidopropylbetaine, Camella Sinensis Extract, Rosa
Canina Fruit Extract, Glycerin, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin,
Olive Oil PEG-7 Esters, Lactic Acid, Zinc Acetate, Tetrasodium EDTA,
Perfum.
Piankę stosuję regularnie, 2 razy dziennie od około 2 tygodni i zdecydowanie wyrobiłam sobie o niej zdanie...
Pierwsza rzecz- forma kosmetyku- moim zdaniem nie do końca sprawdzona, bardziej taki bajer... Niby pianka, a w gruncie rzeczy słabo się pieni, przez co na jedno mycie potrzebowałam 2-3 naciśnięć pompki, a co za tym idzie- słaba wydajność produktu. Po około 2 tygodniach stosowania opakowanie dobija dna czym jestem zdziwiona, ponieważ większość produktów tego typu starcza mi zazwyczaj na miesiąc.
Zapach... Niesamowicie ciężki jak dla mnie do opisania, niby ziołowy, ale zarazem jakiś taki słodki, trochę duszący, kompletnie nie w moim typie. Od kosmetyków tego typu oczekuję orzeźwiającego zapachu, więc tutaj się zawiodłam.
Jak sprawdza się w najważniejszej kwestii, czyli mycia delikatnych miejsc? Naprawdę przeciętnie... Tak jak pisałam wcześniej, trzeba 2-3 naciśnięć żeby "porządnie" się umyć, nie czułam po niej zawrotnego uczucia odświeżenia, które mimo wszystko jest dla mnie najważniejsze i którego oczekuję po produktach do higieny intymnej. Pianka nie podrażniła mnie, nie uczuliła, nie wysuszyła wrażliwych miejsc. Ale niestety też niczym szczególnym mnie nie zachwyciła...
Jeśli któraś z Was nie słyszała jeszcze o rodzinnej firmie Skarb Matki, to zapraszam TUTAJ.
W piance to jeszcze do hig. intymnej nie widziałam.
OdpowiedzUsuńJakoś nie przekonuje mnie taka forma kosmetyku :)
OdpowiedzUsuńno tomnie zaskoczyłas..bardzo lubie kosmetyki tej marki, a tu taki zonk..
OdpowiedzUsuńZ tej firmy znam tylko produkty dla dzieci :)
OdpowiedzUsuńKurcze a ja nadal nie potrafię znaleźć nic co dostatecznie by mnie zadowoliło, jeśli chodzi o pielęgnację w dolnych strefach...
OdpowiedzUsuńOj SLS tma, szkoda:(:( Nie znamy marki.
OdpowiedzUsuńNigdy o tej firmie nie słyszałam, wolę zaufaną Ziaję :)
OdpowiedzUsuńObserwuję :)
zapraszam do mnie i czytania opowiadań <3
OdpowiedzUsuń