Nie wracam jeszcze na stałe. Sprawy osobiste i zdrowotne układają się lepiej, ale w tym znaczeniu lepiej, nie oznacza dobrze...
Na dzisiaj przygotowałam dla Was mocno spóźnioną recenzję kosmetyków Fitomed.
Na pierwszy rzut chciałabym Wam co nieco opowiedzieć o żelu pod prysznic dla skóry suchej i wrażliwej, który w swoim składzie posiada wyciąg z mydlnicy lekarskiej:)
Mydlnica ma to do siebie, że sama w sobie wytwarza pianę, co prawda nie na takim poziomie jak SLS, ale dla dokładnego umycia skóry jest wystarczająca. No i nie podrażnia skóry :) W składzie żelu znajdziemy także lipę, rumianek, prawoślaz i owies. Prawdziwa bomba myjąca dla skóry!
Zamknięty jest w wygodnej, przezroczystej butelce zamykanej na zatrzask. Dzięki temu, że butelka jest przezroczysta, mamy kontrolę zużycia kosmetyku. Szata graficzna nalepki jest utrzymana w charakterystycznych dla firmy kolorach. Co jak co, ale prostota etykiet naprawdę do mnie przemawia:)
Konsystencja niezbyt gęsta, ale też nie lejąca się przez palce. Przy styczności z wodą i skórą już w niewielkiej ilości wytwarza delikatną i przyjemną piankę. Jest wydajny, jednak osoby lubiące mocno pieniący się kosmetyk mogą być niestety zawiedzione bo w przypadku tego żelu tego nie otrzymają.
Zapach nie przypadł mi zbytnio do gustu, ale ja z natury nie przepadam za ziołowymi nutami. Na całe szczęście szybko ulatnia się zarówno ze skóry jak i z łazienki.
Skóra po użyciu żelu nie jest ściągnięta ani wysuszona. Czy jest nawilżona? Nie oczekiwałam nigdy od żelu pod prysznic nawilżenia, tutaj też go nie zauważyłam, ale nie zauważyłam też wysuszenia, a to jest najważniejsze:) Skóra po prostu jest miękka i gładka, a taki efekt jest dla mnie wystarczający, żeby się z nim polubić:)
Po myciu ciała następuje porządna dawka nawilżenia, którą aplikowałam na ciało za pomocą balsamu także z Fitomedu:)
W balsamie znajdziemy takie wyciągi roślinne jak wyciąg z lukrecji, nostrzyka, rumianku, prawoślazu, szałwi, a także witaminę E.
Opakowanie takie samo jak w przypadku żelu pod prysznic, tylko większe gabarytowo. Balsam posiada kremową, białą konsystencję, która będąc w butelce wydaje się być gęsta. To tylko pozory! Konsystencja rzeczywiście jest treściwa, ale absolutnie nie należy do gęstych topornych kosmetyków- idealnie rozprowadza się po skórze, bo balsam jest taki "śliski"... Szybko wchłania się w ciało i pozostawia skórę miękką, nawilżoną, wygładzoną i przyjemną w dotyku. Co więcej, nawilżenie nie znika po umyciu ciała, tylko utrzymuje się przez kilka dni na przyzwoitym poziomie.
Zapach też ziołowy, też nie koniecznie przypadł mi do gustu, ale tak samo jak w przypadku żelu- szybko się ulatnia:)
W moim przypadku ten duet fajnie się sprawdził na mojej skórze, a najważniejsze- ani żel ani balsam nie są drogie! Każdy z nich utrzymuje się w cenie około 10zł.
4 czerwca 2014
19 marca 2014
Mały apel.
Hej kochane...
Nie ma mnie i niestety póki co zbyt prędko się nie pojawię z regularnymi postami, bo sprawy rodzinne i osobiste nie pozwalają mi na to żeby być tutaj aktywną.
Zwracam się do Was z małym apelem- BADAJCIE SIĘ... Regularnie, pod kątem wirusowego zapalenia wątroby typu c, czyli wirusa HCV. Badanie jest płatne, ale niesamowicie ważne!
Infekcja tym wirusem potrafi przebiegać całkowicie bezobjawowo nawet 20 lat, a 3/4 osób zakażonych nie wie o tym...
Pamiętajcie, że tym wirusem można zarazić się praktycznie wszędzie... U kosmetyczki, dentysty, podczas wykonywania tatuażu, pobrań krwi, zastrzyków, operacji...
Nie stać mnie na dzień dzisiejszy żeby cokolwiek więcej z siebie wycisnąć. Postaram się jak najszybciej powrócić, na tyle na ile dam radę.
Nie ma mnie i niestety póki co zbyt prędko się nie pojawię z regularnymi postami, bo sprawy rodzinne i osobiste nie pozwalają mi na to żeby być tutaj aktywną.
Zwracam się do Was z małym apelem- BADAJCIE SIĘ... Regularnie, pod kątem wirusowego zapalenia wątroby typu c, czyli wirusa HCV. Badanie jest płatne, ale niesamowicie ważne!
Infekcja tym wirusem potrafi przebiegać całkowicie bezobjawowo nawet 20 lat, a 3/4 osób zakażonych nie wie o tym...
Pamiętajcie, że tym wirusem można zarazić się praktycznie wszędzie... U kosmetyczki, dentysty, podczas wykonywania tatuażu, pobrań krwi, zastrzyków, operacji...
Nie stać mnie na dzień dzisiejszy żeby cokolwiek więcej z siebie wycisnąć. Postaram się jak najszybciej powrócić, na tyle na ile dam radę.
23 lutego 2014
Wietrzenie kosmetyczki vol.1- wyprzedaż!
Wielkimi krokami zbliża się wiosna... Czas na porządki, czas na zmianę, dlatego postanowiłam urządzić małą wyprzedaż- może którejś z Was wpadnie coś w oko:)
Do ceny trzeba doliczyć 7zł za przesyłkę- wysyłam listem priorytetowym poleconym, zawsze na maila podaję numer przesyłki co byście mogły sobie ją śledzić:)
Paleta korektorów Catrice, zużycie widoczne na zdjęciach, 5zł
Podkład Affinimat 03 Light Sand Beige i Wake Me Up 103 True Ivory, oba użyte max 3 razy, 10zł sztuka
Barwa Siarkowa Moc, użyta max 3 razy, zużycie widoczne na zdjęciach, 5zł
L'oreal cień w kremie, maźnięty ze 2 razy, 10zł
AA SkinFuture, cera jasna- użyty 1 raz, 15zł
Rimmel Scandaleyes Lycra Flex, użyty max 3 razy, 5zł
Golden Rose Top Coat zużycie widoczne, 5zł
Astor zużycie widoczne, 3zł
Bell używany 1 raz 3zł
Lovely każdy po 2 zł, tylko zeswatchowane
Essie zużycie widoczne, każdy po 10zł
Muchi Muchi
HipAnema
Go Ginza
Pharmaceris, kreską zaznaczona wysokość pompki czyli tyle ilo pozostało do zużycia, 7zł
Na dzień dzisiejszy to tyle, jeśli któraś z Was jest czymś zainteresowana proszę o kontakt mailowy (mail w zakładce Kontakt)
Do ceny trzeba doliczyć 7zł za przesyłkę- wysyłam listem priorytetowym poleconym, zawsze na maila podaję numer przesyłki co byście mogły sobie ją śledzić:)
Paleta korektorów Catrice, zużycie widoczne na zdjęciach, 5zł
Podkład Affinimat 03 Light Sand Beige i Wake Me Up 103 True Ivory, oba użyte max 3 razy, 10zł sztuka
Barwa Siarkowa Moc, użyta max 3 razy, zużycie widoczne na zdjęciach, 5zł
L'oreal cień w kremie, maźnięty ze 2 razy, 10zł
AA SkinFuture, cera jasna- użyty 1 raz, 15zł
Rimmel Scandaleyes Lycra Flex, użyty max 3 razy, 5zł
Golden Rose Top Coat zużycie widoczne, 5zł
Astor zużycie widoczne, 3zł
Bell używany 1 raz 3zł
Lovely każdy po 2 zł, tylko zeswatchowane
Essie zużycie widoczne, każdy po 10zł
Muchi Muchi
HipAnema
Go Ginza
Pharmaceris, kreską zaznaczona wysokość pompki czyli tyle ilo pozostało do zużycia, 7zł
Na dzień dzisiejszy to tyle, jeśli któraś z Was jest czymś zainteresowana proszę o kontakt mailowy (mail w zakładce Kontakt)
14 lutego 2014
Zakupy na www.colorowo.pl :)
W ostatnich dniach skusiłam się na kilka zamówień ze sklepów internetowych, z czego jedno z nich, z którego jestem najbardziej dumna postanowiłam Wam pokazać :)
Lakiery Colour Alike na Waszych blogach widywałam na tyle często, że zdążyłam się w nich wirtualnie zakochać :D Kilka z nich tak mnie w sobie rozkochało, że nie byłabym sobą gdybym się na kilka z nich nie skusiła :) Zamówiłam na próbę 5 szt., tych o których marzyłam :)
Na dzisiaj szybka prezentacja nie oddająca całego uroku lakierów ze względu na słabe światło, ale spodziewajcie się na dniach szerszej recenzji.
"O w bomkę" piękna czerwień, mieniąca się milionami kolorów:)
"Ja pierniczę" nie ma co udawać... Ten lakier ujął mnie swoją nazwą :D Na zdjęciu wyszedł ciemnoszaro, naprawdę jest ciemnym brązem odbijającym światło na złoto-miedziany kolor, w słońcu pokazuje swoje piękno :)
492, lakier beznazwowy :D Nudziak, ale absolutnie nie nudny! Pod światło odbija fioletowo-różową poświatę:)
"Figa z makiem" zdjęcie wcale nie oddaje uroku :( Przepiękny fiolet, z różowymi i czarnymi drobinkami! Z całej piątki podoba mi się najbardziej, chociaż od początku najbardziej byłam zakochana w...
"Jeżycach"! To fiolet, dający srebrzystą poświatę, nieco jaśniejszy od "Figi z makiem"
Zostawiam Was z postem, patrzcie, podziwiajcie i zakochujcie się, a ja tymczasem idę zdecydować się który chce jako pierwszy na swoich pazurkach:)
Lakiery Colour Alike na Waszych blogach widywałam na tyle często, że zdążyłam się w nich wirtualnie zakochać :D Kilka z nich tak mnie w sobie rozkochało, że nie byłabym sobą gdybym się na kilka z nich nie skusiła :) Zamówiłam na próbę 5 szt., tych o których marzyłam :)
Na dzisiaj szybka prezentacja nie oddająca całego uroku lakierów ze względu na słabe światło, ale spodziewajcie się na dniach szerszej recenzji.
"O w bomkę" piękna czerwień, mieniąca się milionami kolorów:)
"Ja pierniczę" nie ma co udawać... Ten lakier ujął mnie swoją nazwą :D Na zdjęciu wyszedł ciemnoszaro, naprawdę jest ciemnym brązem odbijającym światło na złoto-miedziany kolor, w słońcu pokazuje swoje piękno :)
492, lakier beznazwowy :D Nudziak, ale absolutnie nie nudny! Pod światło odbija fioletowo-różową poświatę:)
"Figa z makiem" zdjęcie wcale nie oddaje uroku :( Przepiękny fiolet, z różowymi i czarnymi drobinkami! Z całej piątki podoba mi się najbardziej, chociaż od początku najbardziej byłam zakochana w...
"Jeżycach"! To fiolet, dający srebrzystą poświatę, nieco jaśniejszy od "Figi z makiem"
Zostawiam Was z postem, patrzcie, podziwiajcie i zakochujcie się, a ja tymczasem idę zdecydować się który chce jako pierwszy na swoich pazurkach:)
9 lutego 2014
Nawilżająca odżywka zwiększająca objętość włosów
Witajcie!
Nadeszła pora na podzielenie się z wami moją opinią na temat odżywki nawilżającej firmy Equilibra :)
Po pozytywnych wrażeniach jakie spowodował na mnie olejek nabłyszczający tejże marki, byłam ogromnie ciekawa jak sprawdzi się ta odżywka. Producent w opisie tego kosmetyku obiecuje naprawdę wiele, przede wszystkim poprawienie elastyczności włosa, nawilżenie, zwiększenie objętości i ochronę struktury włosa.
W składzie odżywki znajdziemy wiele cennych substancji, między innymi sok z aloesu, wyróżniający się wszechstronnym działaniem pielęgnacyjnym i nawilżającym, olejek arganowy, witaminę E i keratynę.
Szerszy skład:
Aqua, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Cetyl Alcohol, Lauryl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Argania Spinosa Kernel Oil, Hydrolyzed Wheat Protein, Tocopheryl Acetate, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Hydrolyzed Silk, Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Amodimethicone, Cetrimonium Methosulfate, Propylene Glycol, Trideceth-12, Quaternium-91, Lecithin, Laurdimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Keratin, Citric Acid, Ethylhexylglycerin, Phenoxyethanol, Sodium Phylate, Parfum
Nie raz poruszałam już kwestię kondycji swoich włosów, zniszczonych codziennym prostowaniem, a także wcześniejszym ich rozjaśnianiem. Tłuste u nasady, wysuszone na końcach włosy są naprawdę nie lada wyzwaniem jeśli chodzi o ich codzienną pielęgnację, dlatego też zależy mi na kosmetykach które nie obciążą włosów, a jednocześnie dobrze nawilżą. Czy ta odżywka się u mnie sprawdziła? O tym dalej.
Standardowo zacznę od opakowania. Delikatna, nienachalna grafika, naprawdę cieszy oko. Wygodna, miękka tuba zamykana na zatrzask została przeze mnie doceniania głównie podczas używania kosmetyku pod prysznicem. Nie wyślizguje się z łapek, zatrzask łatwo się otwiera, a sama tuba wykonana jest z bardzo naddającego się plastiku przez co nie trzeba używać na wydobycie kosmetyku ostatek sił ;)
Jeśli chodzi o zapach to niestety, ale nie uwiódł mnie. Dziwny do opisania, jak dla mnie pachnie... mokrym psem. Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi? Najważniejsze jest to, że po spłukaniu praktycznie nie utrzymuje się na włosach. Po pewnym czasie przyzwyczaiłam się do niego i nie przeszkadzał mi, ale stanowczo bardziej wolałabym coś orzeźwiającego, chociażby nutę cytrynową.
Konsystencja jest średniej gęstości, w kolorze białym. Odżywka jest wydajna, na pokrycie włosów od ramion do 3/4 ich długości potrzebowałam ilości trochę mniejszej od wielkości orzecha włoskiego. Zazwyczaj trzymałam ją na głowie około 3 minut.
Już podczas spłukiwania czuć, że włosy są "śliskie". Jeśli chodzi o ich rozczesywanie po użyciu tejże odżywki to jest ono przeciętne, dlatego też zazwyczaj wspomagałam się kropelką olejku nabłyszczającego.
W pierwszych dniach po wysuszeniu niestety zauważałam zjawisko puszenia się włosów i miałam zrezygnować z jej używania, bo wyglądałam naprawdę jak czarownica. W następnych dniach sytuacja nieco się poprawiła, z biegiem czasu widziałam, że włosy stają się coraz gładsze i uniesione do góry. Jeśli chodzi o ich nawilżenie to wydaje mi się, że też poprawiło się ponieważ końcówki są bardziej miękkie, mniej podatne na łamanie, a sam włos zyskał większą elastyczność. Nie obciąża włosów, nie powoduje nadmiernego przetłuszczania skóry głowy.
Biorąc pod uwagę to, że za odżywkę o pojemności 200ml zapłacimy ok 18zł uważam, że jest to kosmetyk godny polecenia, jednak nie dla osób niecierpliwych- tutaj efekty widać po regularnym stosowaniu. Jednak warto na te efekty poczekać:)
Kosmetyki Equilibra można zakupić w aptekach i zielarniach, a szczegółowy wykaz i adresy znajdziecie TUTAJ
Nadeszła pora na podzielenie się z wami moją opinią na temat odżywki nawilżającej firmy Equilibra :)
Po pozytywnych wrażeniach jakie spowodował na mnie olejek nabłyszczający tejże marki, byłam ogromnie ciekawa jak sprawdzi się ta odżywka. Producent w opisie tego kosmetyku obiecuje naprawdę wiele, przede wszystkim poprawienie elastyczności włosa, nawilżenie, zwiększenie objętości i ochronę struktury włosa.
W składzie odżywki znajdziemy wiele cennych substancji, między innymi sok z aloesu, wyróżniający się wszechstronnym działaniem pielęgnacyjnym i nawilżającym, olejek arganowy, witaminę E i keratynę.
Szerszy skład:
Aqua, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Cetyl Alcohol, Lauryl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Argania Spinosa Kernel Oil, Hydrolyzed Wheat Protein, Tocopheryl Acetate, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Hydrolyzed Silk, Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Amodimethicone, Cetrimonium Methosulfate, Propylene Glycol, Trideceth-12, Quaternium-91, Lecithin, Laurdimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Keratin, Citric Acid, Ethylhexylglycerin, Phenoxyethanol, Sodium Phylate, Parfum
Nie raz poruszałam już kwestię kondycji swoich włosów, zniszczonych codziennym prostowaniem, a także wcześniejszym ich rozjaśnianiem. Tłuste u nasady, wysuszone na końcach włosy są naprawdę nie lada wyzwaniem jeśli chodzi o ich codzienną pielęgnację, dlatego też zależy mi na kosmetykach które nie obciążą włosów, a jednocześnie dobrze nawilżą. Czy ta odżywka się u mnie sprawdziła? O tym dalej.
Standardowo zacznę od opakowania. Delikatna, nienachalna grafika, naprawdę cieszy oko. Wygodna, miękka tuba zamykana na zatrzask została przeze mnie doceniania głównie podczas używania kosmetyku pod prysznicem. Nie wyślizguje się z łapek, zatrzask łatwo się otwiera, a sama tuba wykonana jest z bardzo naddającego się plastiku przez co nie trzeba używać na wydobycie kosmetyku ostatek sił ;)
Jeśli chodzi o zapach to niestety, ale nie uwiódł mnie. Dziwny do opisania, jak dla mnie pachnie... mokrym psem. Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi? Najważniejsze jest to, że po spłukaniu praktycznie nie utrzymuje się na włosach. Po pewnym czasie przyzwyczaiłam się do niego i nie przeszkadzał mi, ale stanowczo bardziej wolałabym coś orzeźwiającego, chociażby nutę cytrynową.
Konsystencja jest średniej gęstości, w kolorze białym. Odżywka jest wydajna, na pokrycie włosów od ramion do 3/4 ich długości potrzebowałam ilości trochę mniejszej od wielkości orzecha włoskiego. Zazwyczaj trzymałam ją na głowie około 3 minut.
Już podczas spłukiwania czuć, że włosy są "śliskie". Jeśli chodzi o ich rozczesywanie po użyciu tejże odżywki to jest ono przeciętne, dlatego też zazwyczaj wspomagałam się kropelką olejku nabłyszczającego.
W pierwszych dniach po wysuszeniu niestety zauważałam zjawisko puszenia się włosów i miałam zrezygnować z jej używania, bo wyglądałam naprawdę jak czarownica. W następnych dniach sytuacja nieco się poprawiła, z biegiem czasu widziałam, że włosy stają się coraz gładsze i uniesione do góry. Jeśli chodzi o ich nawilżenie to wydaje mi się, że też poprawiło się ponieważ końcówki są bardziej miękkie, mniej podatne na łamanie, a sam włos zyskał większą elastyczność. Nie obciąża włosów, nie powoduje nadmiernego przetłuszczania skóry głowy.
Biorąc pod uwagę to, że za odżywkę o pojemności 200ml zapłacimy ok 18zł uważam, że jest to kosmetyk godny polecenia, jednak nie dla osób niecierpliwych- tutaj efekty widać po regularnym stosowaniu. Jednak warto na te efekty poczekać:)
Kosmetyki Equilibra można zakupić w aptekach i zielarniach, a szczegółowy wykaz i adresy znajdziecie TUTAJ
27 stycznia 2014
DeBa BioVital, czyli o kremie orzechowo-ciasteczkowym!
Podczas pewnej wyprawy do Biedronki zauważyłam, że mój ulubiony
dyskont został wyposażony w kosmetyki nieznanej mi dotąd marki- DeBa
BioVital. Jak na kosmetykoholiczkę przystało, nie mogłam przejść wobec
tego faktu obojętnie i wrzuciłam do koszyka szampon i krem do łapek.
Dzisiaj chciałabym Wam właśnie opowiedzieć o tym drugim kosmetyku, czyli
o kremie do rąk:
DeBa BioVital, Odżywcza pielęgnacja dłoni
Za
tubkę mieszczącą 75ml kremu zapłaciłam coś w granicach 5zł. Śmieszna
cena, biorąc pod uwagę napisy na opakowaniu, że kosmetyk zawiera
certyfikowane bio składniki... Czy tak jest? Sprawdźcie same, zamieszczam skład:
Ja
widzę tu olej babassu, oliwę z oliwek, olej migdałowy i rycynowy i
kilka ciekawych ekstraktów. Przemawia to do mnie bez dokładniejszych
analiz ;)
Trochę
dziwi mnie to, że za tak niską cenę można otrzymać tyle naturalnych
składników, dlatego też pokładałam w nim naprawdę spore nadzieję i
wymarzoną ulgę dla moich wiecznie wysuszonych dłoni. Czy to otrzymałam? O
tym dalej.
Trzeba
wspomnieć o tym, czego zabrakło na moich zdjęciach- krem początkowo był
zapakowany w kartonik z identycznym motywem co tubka. A sama tubka, po
odkręceniu zakrętki była zabezpieczona folijką aluminiową. To się ceni,
przynajmniej mamy pewność, że nikt przed nami nie wpychał w niego
paluchów.
Jeśli chodzi o
samą tonację opakowania kremu, bardzo do mnie przemawia. Delikatna,
nienachalna grafika, przyjemna dla oczu. Jednak metaliczne pobłyski nie
ułatwiają odczytania informacji w słoneczny dzień, ale to da się
wybaczyć.
Tuż
po otworzeniu tubki wydobywa się z niej przepiękny, ciasteczkowy
zapach, dla którego dałabym się chyba pokroić :D Ale to co piękne nie
trwa wiecznie, uwierzcie, po czasie dłuższego używania ten zapach
zaczyna mdlić...
Konsystencja
średnio-gęsta, w kolorze mlecznym i o sporym poślizgu bezproblemowo
aplikuje się na dłonie. Dość długo się wchłania dlatego też u
prędziuchów się nie sprawdzi na co dzień. Niestety krem pozostawia
delikatny film ochronny, który osobom wrażliwym na tym punkcie może nie
przypaść do gustu. Mi początkowo przeszkadzał, jednak przyzwyczaiłam się
do niego i teraz w czasie zimna go naprawdę doceniam.
Jak
z działaniem? Przede wszystkim nawilża i odżywia, nawet mocno
zdezelowane dłonie! Pozostawia skórę wygładzoną i miękką, otoczoną
delikatnym zapachem ciasteczek orzechowych:) Idealnie nadaje się na
zimę, w lato może okazać się zbyt ciężki przez swoje wchłanianie i film
jaki pozostawia.
Słyszałyście o tym kremie?
PS. Przyłączyłam się do akcji na blogu naturallywavyhair.blogspot.com, dotyczącej macaczy kosmetyków! Mówię stanowcze nie, baner został zamieszczony po prawej stronie bloga, u góry. Jeśli też chcecie się przyłączyć zachęcam do kliknięcia w baner!
PS. Przyłączyłam się do akcji na blogu naturallywavyhair.blogspot.com, dotyczącej macaczy kosmetyków! Mówię stanowcze nie, baner został zamieszczony po prawej stronie bloga, u góry. Jeśli też chcecie się przyłączyć zachęcam do kliknięcia w baner!
22 stycznia 2014
Co u mnie + prośba o porady:)
Cześć Dziewczyny!
Już jakiś czas temu wspominałam, że problemy osobiste (zresztą i zdrowotne) nie pozwalają mi w pełni uczestniczyć w blogowym życiu. Niestety, powróciłam na krótko, po czym znowu zniknęłam- pojawiam się i znikam. Dziękuję, że mimo tego pozostajecie ze mną, dziękuję też za te kilka maili z pytaniami co ze mną :) Nie zamierzam zawieszać ani kasować bloga. Powoli wszystko się układa, choć nie jest tak jakbym chciała żeby było... Nie poddaję się i walczę, w końcu wygram ;)
To, że nie pisałam, nie oznacza że wcale mnie tutaj nie było- przeglądałam Wasze blogi, czytałam posty, choć nie uczestniczyłam w blogowym życiu, byłam tu regularnie :) Nie będę kolejny raz pisać, że wracam, bo nie jestem w stanie tego obiecać. Pewne jest to, że więcej nie zniknę na tak długo, bo uświadomiłam sobie, że to miejsce, jest dla mnie prawdziwą odskocznią od szarej rzeczywistości i że jest czymś co sama tworzę i dlatego zamierzam o to dbać.
Od momentu założenia bloga minęło już prawie półtora roku i przez ten czas nie ma co ukrywać, sporo się zmieniło. Z obecnego wyglądu jestem zadowolona (nie zwracając uwagi na ucięty nagłówek;)), jednak zależy mi na tym, żeby bardziej spersonalizować nazwę bloga, jednocześnie nie tracąc wszystkich czytelników. Jeśli któraś z Was zna się na tym i jest chętna pomóc, to będę wdzięczna :) Zastanawiam się też nad przeniesieniem na własną domenę, nad czym zbieram się już długo, jednakże najbardziej zależy mi na tym, żeby bezboleśnie zmienić nazwę i nie stracić przy tym Was, czyli czytelników. Wszystkie rady mile widziane.
Także tak- najpóźniej w poniedziałek wracam do Was z postem, a tymczasem biorę herbatkę w łapki i idę na Wasze blogi :)
Już jakiś czas temu wspominałam, że problemy osobiste (zresztą i zdrowotne) nie pozwalają mi w pełni uczestniczyć w blogowym życiu. Niestety, powróciłam na krótko, po czym znowu zniknęłam- pojawiam się i znikam. Dziękuję, że mimo tego pozostajecie ze mną, dziękuję też za te kilka maili z pytaniami co ze mną :) Nie zamierzam zawieszać ani kasować bloga. Powoli wszystko się układa, choć nie jest tak jakbym chciała żeby było... Nie poddaję się i walczę, w końcu wygram ;)
To, że nie pisałam, nie oznacza że wcale mnie tutaj nie było- przeglądałam Wasze blogi, czytałam posty, choć nie uczestniczyłam w blogowym życiu, byłam tu regularnie :) Nie będę kolejny raz pisać, że wracam, bo nie jestem w stanie tego obiecać. Pewne jest to, że więcej nie zniknę na tak długo, bo uświadomiłam sobie, że to miejsce, jest dla mnie prawdziwą odskocznią od szarej rzeczywistości i że jest czymś co sama tworzę i dlatego zamierzam o to dbać.
Od momentu założenia bloga minęło już prawie półtora roku i przez ten czas nie ma co ukrywać, sporo się zmieniło. Z obecnego wyglądu jestem zadowolona (nie zwracając uwagi na ucięty nagłówek;)), jednak zależy mi na tym, żeby bardziej spersonalizować nazwę bloga, jednocześnie nie tracąc wszystkich czytelników. Jeśli któraś z Was zna się na tym i jest chętna pomóc, to będę wdzięczna :) Zastanawiam się też nad przeniesieniem na własną domenę, nad czym zbieram się już długo, jednakże najbardziej zależy mi na tym, żeby bezboleśnie zmienić nazwę i nie stracić przy tym Was, czyli czytelników. Wszystkie rady mile widziane.
Także tak- najpóźniej w poniedziałek wracam do Was z postem, a tymczasem biorę herbatkę w łapki i idę na Wasze blogi :)
13 grudnia 2013
Nabłyszczanie i ochrona włosów!
Witam Was Moje Drogie:)
Choroba skutecznie odcięła mnie od rzeczywistości. Mam się już o wiele lepiej, dlatego biorę się do roboty, bo mam sporo do nadrobienia, w szczególności na Waszych blogach.
Dzisiaj, czym prędzej zjawiam się z moją opinią na temat pewnego maleńkiego cuda, otrzymanego do testów od firmy Equilibra:) Mowa tutaj o olejku nabłyszczającym z serii Tricologica.
Kosmetyk zawiera w swoim składzie olejek arganowy, który w widoczny sposób odżywia włosy, olejek z kiełków pszenicy i aloes działające zmiękczająco i nawilżająco, a także keratynę i olejek z siemienia lnianego odbudowujące strukturę włosa. W jego składzie nie znajdziemy konserwantów, sztucznych barwników ani parabenów. Brzmi zachęcająco, prawda?
Opakowanie to zgrabna szklana buteleczka, mieszcząca w sobie 50ml kosmetyku. Wyposażona jest w poręczna pompkę zdecydowanie ułatwiającą wydobycie olejku na dłoń. Pompka ani nie skrzypi, ani się nie zacina:)
Konsystencja jest odrobinę gęściejsza od zwyczajnych olejków, dzięki czemu nie wycieka przez palce, a i rozprowadzenie na dłoniach odbywa się bez żadnych problemów. Jest bezbarwny, ma delikatny zapach w którym zdecydowanie przeważa nuta aloesu.
Olejek nakładam zawsze wieczorem po umyciu włosów, od połowy długości, dzięki czemu są "śliskie" i bezproblemowo się rozczesują. Po wysuszeniu włosy ładnie się błyszczą, są wygładzone i miłe w dotyku. Rano, gdy mam potrzebę wyprostowania włosów, nakładam jeszcze kropelkę na końcówki w celu ich zabezpieczenia. W tej roli olejek również idealnie się sprawdza, zabezpieczając i wygładzając:)
Moim zdaniem jest to kosmetyk idealny dla każdego rodzaju włosów, który nie dość, że zabezpiecza, to jeszcze pielęgnuje :)
Jeśli nie słyszeliście jeszcze o firmie Equilibra to serdecznie zapraszam na ich stronę www TUTAJ.
Choroba skutecznie odcięła mnie od rzeczywistości. Mam się już o wiele lepiej, dlatego biorę się do roboty, bo mam sporo do nadrobienia, w szczególności na Waszych blogach.
Dzisiaj, czym prędzej zjawiam się z moją opinią na temat pewnego maleńkiego cuda, otrzymanego do testów od firmy Equilibra:) Mowa tutaj o olejku nabłyszczającym z serii Tricologica.
Kosmetyk zawiera w swoim składzie olejek arganowy, który w widoczny sposób odżywia włosy, olejek z kiełków pszenicy i aloes działające zmiękczająco i nawilżająco, a także keratynę i olejek z siemienia lnianego odbudowujące strukturę włosa. W jego składzie nie znajdziemy konserwantów, sztucznych barwników ani parabenów. Brzmi zachęcająco, prawda?
Opakowanie to zgrabna szklana buteleczka, mieszcząca w sobie 50ml kosmetyku. Wyposażona jest w poręczna pompkę zdecydowanie ułatwiającą wydobycie olejku na dłoń. Pompka ani nie skrzypi, ani się nie zacina:)
Konsystencja jest odrobinę gęściejsza od zwyczajnych olejków, dzięki czemu nie wycieka przez palce, a i rozprowadzenie na dłoniach odbywa się bez żadnych problemów. Jest bezbarwny, ma delikatny zapach w którym zdecydowanie przeważa nuta aloesu.
Olejek nakładam zawsze wieczorem po umyciu włosów, od połowy długości, dzięki czemu są "śliskie" i bezproblemowo się rozczesują. Po wysuszeniu włosy ładnie się błyszczą, są wygładzone i miłe w dotyku. Rano, gdy mam potrzebę wyprostowania włosów, nakładam jeszcze kropelkę na końcówki w celu ich zabezpieczenia. W tej roli olejek również idealnie się sprawdza, zabezpieczając i wygładzając:)
Moim zdaniem jest to kosmetyk idealny dla każdego rodzaju włosów, który nie dość, że zabezpiecza, to jeszcze pielęgnuje :)
Jeśli nie słyszeliście jeszcze o firmie Equilibra to serdecznie zapraszam na ich stronę www TUTAJ.
27 listopada 2013
Tonik dla wrażliwców.
Witam Was Piękne:)
Zapewne już zdążyłyście zauważyć, że na blogu nastąpiło kilka zmian- mam nadzieję, że chociaż w malutkim stopniu okażą się one dla Was pozytywne. Dążę do tego, żeby blog był czytelny i przejrzysty, ale niestety moje umiejętności graficzne są... nie ma ich wcale :D Chciałabym jeszcze kilka rzeczy zmienić, no ale cóż- może kiedyś mi się to uda:)
Dzisiaj słów kilka o tonikowym średniaczku, którego używałam dość długo i dość dawno go skończyłam, a zapomniałam co nie co na jego temat napisać:
Zamykany w wygodnej butli na klik, zdecydowanie ułatwiającej wydobycie kosmetyku na wacik. Opakowanie jest solidnie zrobione, dlatego też nie musimy obawiać się przed przewożeniem kosmetyku podczas ewentualnej podróży. Zapach jest delikatny, czuć w nim nutę aloesową.
Tonik nie podrażnia skóry, nie wysusza. Nie powoduje też nadmiernej produkcji sebum, ale też jej nie ogranicza. Nie zapobiega powstawaniu zaskórników ani innych niedoskonałości, a przecież to jest główną obietnicą producenta. Niestety w moim przypadku ten tonik nie zrobił nic oprócz odświeżenia skóry. Zauważyłam natomiast, że jest bardzo wydajny. Zapewne spróbuję innych wersji z tej serii, ale do tego nie powrócę.
Znacie ten tonik?
Zapewne już zdążyłyście zauważyć, że na blogu nastąpiło kilka zmian- mam nadzieję, że chociaż w malutkim stopniu okażą się one dla Was pozytywne. Dążę do tego, żeby blog był czytelny i przejrzysty, ale niestety moje umiejętności graficzne są... nie ma ich wcale :D Chciałabym jeszcze kilka rzeczy zmienić, no ale cóż- może kiedyś mi się to uda:)
Dzisiaj słów kilka o tonikowym średniaczku, którego używałam dość długo i dość dawno go skończyłam, a zapomniałam co nie co na jego temat napisać:
Under Twenty, Antybakteryjny tonik przeciw zaskórnikom, 200ml/14zł
Tonik ten zalecany jest do skóry wrażliwej, skłonnej do powstawania zaskórników i innych niedoskonałości. W jego składzie znajdziemy wyciąg z aloesu, cynk i kwas migdałowy.
Zamykany w wygodnej butli na klik, zdecydowanie ułatwiającej wydobycie kosmetyku na wacik. Opakowanie jest solidnie zrobione, dlatego też nie musimy obawiać się przed przewożeniem kosmetyku podczas ewentualnej podróży. Zapach jest delikatny, czuć w nim nutę aloesową.
Tonik nie podrażnia skóry, nie wysusza. Nie powoduje też nadmiernej produkcji sebum, ale też jej nie ogranicza. Nie zapobiega powstawaniu zaskórników ani innych niedoskonałości, a przecież to jest główną obietnicą producenta. Niestety w moim przypadku ten tonik nie zrobił nic oprócz odświeżenia skóry. Zauważyłam natomiast, że jest bardzo wydajny. Zapewne spróbuję innych wersji z tej serii, ale do tego nie powrócę.
Znacie ten tonik?
Subskrybuj:
Posty (Atom)